piątek, 9 listopada 2012

Bo dzieci są...

Obiad w ulubionej spagheteri. Siedzimy przy oknie, obserwujemy świat. Idzie pani w świetnym swetrze.
Ja: Patrz Mały jaki pani ma fajny sweterek. W okulary.
Młody: No fajny. I pani idzie z panem. Mamo a gdzie dziecko?
Ja: Nie wiem. Nie wiem czy w ogóle mają dziecko.
Młody: Każdy powinien mieć dziecko.
Ja: Ale czemu każdy powinien mieć dziecklo?
Młody: Bo dzieci są WAŻNE.
< i ten ton nie znoszący sprzeciwu i nie podlegający dyskusji...>
Ja: No dobrze. Ale jeśli każdy powinien mieć dziecko to ile dzieci powinien mieć?
Młody: No co najmniej jedno. Ale tak najwięcej to chyba sześć. Bo siedem to już za dużo.
.
A potem były rozmowy o tym dlaczego ludzie mają dzieci - Młody wytłumaczył mi swój tok myślenia i było to dość logiczne i zgodne z prawami natury. Trochę o zwierzętach, śmierci i o tym, co dzieje się po śmierci. Ot, taka zwyczajna rozmowa Matki z Synem nad talerzem spaghetti... :)

piątek, 5 października 2012

Po co czytać i pisać?

Jako że proces nauki czytania i pisania w toku, oprócz ćwiczeń prowadzimy wiele interesujących rozmów. Wyjaśniałam Młodemu po co mu umiejętność czytania, więc żeby jak najbardziej było to bliskie jego doświadczeniu mówię:
"Synku będziesz coś budował i będziesz potrzebował śrubek. Musisz przeczytać co to za śrubki, zapisać sobie na kartce, a potem pójśc do sklepu, znaleźć odpowiednią półkę, odpowiednie śrubki, sprawdzić czy wszystko sie zgadza i kupić. Jak nie będziesz umiał czytać i pisać, to nie będziesz mógł kupić odpowiednich śrubek"
I się chłopak zamyślił... Myśli, myśli i mówi:
"Mamo to ja wezmę tą śrubkę, dokładnie taką jak będę potrzebował, pójdę do sklepu i jak już tam będę to pokażę ta śrubkę panu. Powiem mu ile takich potrzebuję, wytłumaczę, że ma być dokładnie taka sama i będzie musiał mi ją znaleźć. Powiem "Dzień dobry" i "Poproszę", potem pan mi da te śrubki, zapłacę, powiem "Dziękuję, do widzenia" i pojadę do domu. Tylko co ja zrobię jak ten pan nie będzie się znał na śrubkach i nie będzie umiał dokładnie takich znaleźć?..."
Ma chłopak pomysł - w sumie wie jak sobie poradzić :)  Choć z drugiej strony gorzej, bo po tej wypowiedzi to ja się zamyśliłam, myślałam, myślałam i ... już nic nie powiedziałam, bo argumentów chwilowo mi zabrakło...

czwartek, 13 września 2012

Odpowiedzialność

Dziś Młody niesamowicie zaskoczył mnie swoim poczuciem odpowiedzialności. Na ślub znajomych znajomej szykowaliśmy skrzyneczkę na wino, więc trzeba było Młodemu wyjaśnić co, po co, jak i dlaczego. Wywiązała sie taka oto konwersacja:
Młody: No to kiedy ten ślub?
Ja: Jutro o 14:00.
Młody: Możemy iść?
Ja: Nie, ponieważ nie znamy ani tego pana ani tej pani.
Młody: A czy ten pan ma pieniądze?
Ja: Nie wiem synku czy ma pieniądze, pewnie tak. A czemu pytasz?
Młody: No bo jak wezmą ten ślub to przecież pan będzie musiał nakarmić żonę. Musi kupić chleb i coś do jedzenia. Pan musi kupić dla żony jedzenie.
Ja: Pewnie ma pieniądze, na pewno głodni nie będą.
Młody: A czy oni mają dom? Bo przecież jak wezmą ślub to muszą potem gdzieś iść. Do domu, tylko czy oni mają dom? Bo jak nie to będą tak chodzić i chodzić, nawet całą noc.
Ja: Będą bezdomni?
Młody: Tak, ale chyba mają na pewno jakiś dom. Przecież muszą gdzieś mieszkać. Teraz będą mieszkać razem.

.
Uwielbiam rozmowy z moim synem :) Z niby zwykłej byle gadki wywiąząła się fajna rozmowa, z której tak wiele dowiedziałam się o swoim synu i jego spojrzeniu na świat i życie.Potem spacerowaliśmy, on się bawił a ja pomyślałam, że jednak gdzieś w tej małej, zaprzątniętej klockami i zabawą główce, pewne rzeczy dojrzewają, kształtują się i chyba, mam taką nadzieję, tworzy się dość fajny i porządny Człowiek...

wtorek, 11 września 2012

Badacz śmieci :)

Sam tytuł mówi za siebie... Siedzę właśnie przed komputerem, zarządziwszy wcześniej pół godziny indywidualnego relaksu - po odrobieniu lekcji i obiedzie chwila wytchnienia należy się każdemu - matce i dziecku :) Młody miał się zająć zabawą, ale ubzdurał sobie, że będzie sprzątał pokój. Moim zdaniem pokój nie wymaga odkurzania czy mycia podłogi, więc nie pozwoliłam mu sprzątać - niech się lepiej pobawi. Na co on stwierdził: No dobra. Będę się bawił w badacza śmieci. Biorę miotłę i idę... No i zamiata :) A matka chciała, żeby dziecko się pobawiło i odpoczęło.

wtorek, 4 września 2012

Sztuczki psychologiczne

Stało się nieodwracalne: od wczoraj jesteśmy rodzicami ucznia klasy I :) Rozpoczęcie roku, potem wspólne spacery, lody i ulubiony obiad Młodego :) Dziś od rana był lekko poddenerwowany, pytał czy na pewno się nie spóźnimy, ile czasu zostało do rozpoczęcia lekcji, co będzie robił. Trochę rano narzekał na ból brzucha, ale to wiadomo - stres go dopadł.
Po szkole wysłuchałam relacji, potem obiad, lekcje, spacer z psem dla relaksu. Dzis postanowiłam mu nie czytać na dobranoc, tylko chciałam, żeby opowiedział mi bajkę. Czasem zamiast czytać zmyślamy bajki, co daje fajny efekt - można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Jako wysoko przeszkolony i wykształcony pedagog ( :) ) postanowiłam podebrać moje dziecko psychologicznie, poprosiłam go, aby opowiedział bajkę o szkole i jakimś dziecku. Opowiadał więc, jak to dziecko, które nigdy-przenigdy wcześniej nie było w szkole, się denerwowało, jak spędziło pierwszy dzień w szkole, jak sie czuło i co robiło. Na koniec dodał: "A teraz to dziecko leży w łóżku i opowiada mamie bajkę o szkole. Bo to byłem ja, to była bajka o mnie i mojej szkole"
No cóż... rozkminił mój zamysł szybciej niż myślałam...

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Relax... take it easy ;)

Mój syn to bardzo wybuchowe dziecię. Łatwo wpada we wściekłość, złości, czasem nawet płacze jak się wkurzy. No dobra, nie czasem. Prawie zawsze. Staram się mu tłumaczyć, że reakcje nerwowe, krzyki, złości i płacz nie rozwiążą problemu, nie pomogą i są bez sensu. Jednak każdej z nas zdarza się taki dzień w miesiącu lub dni kilka, kiedy wszystko doprowadza nas do furii. Mały był wczoraj na spacerze świadkiem mojego dość gromowego nastroju. Dzień był średni, pogoda średnio do kitu, mimo niedzieli mąż utknął w pracy na cały dzień, wyszliśmy więc się przewietrzyć. Niestety - na spacerze wszystko doprowadzało mnie do furii kilkakrotnie mocniej i intensywniej. Warczałam i nie byłam zbyt pokojowo nastawiona, wszystko mnie drażniło. Młody rozładował całe jednak całe napięcie swoim jakże dojrzałym tekstem:
"Co się tak złościsz? Po co się denerwujesz? Przecież to nie rozwiązuje problemów! Nie złość się już i nie miej takiej miny."
Więc starałam się jak najbardziej RELAX and TAKE IT EASY :) Chyba powinnam to napisać wielkimi literami i zamontować w zasięgu wzroku. A tak szczerze, to chyba z Młodym jesteśmy już zmęczeni sobą, prawie dwa miesiące dzień w dzień ze sobą przez 80% czasu to chyba nie jest bezpieczne dla naszego zdrowia psychicznego. Jutro powrót do pracy, a od 3 września wszyscy wracamy do regularnego kieratu, sporo przygód przed nami ;)

O... co?

Przechodziliśmy dziś pod blokiem. Młody zauważył koszącego "gospodarza domu" z kosiarką i tradycyjnie zafascynowany urządzeniem powiedział, że też chciałby tak pokosić. Kiedy wracaliśmy z łazęgi pana gospodarza niestety już nie było. Mój pierworodny z pewną dozą zamyślenia stwierdził: "O! Nie ma już pana z kosiarką, ale zostały OKOSZKI." "Co synku zostało?" "OKOSZKI - no widzisz te kupki skoszonej trawy, OKOSZKI!"

czwartek, 23 sierpnia 2012

Skup się!

Podróżowanie z naszą latoroślą jest fajną przygodą i wiele o swoim dziecku dowiaduję się właśnie podczas prowadzenia samochodu. Lubię z nim gadać, bo mi wtedy nie ucieka i nie ma za bardzo innych zajęć, więc mam gwarancję, że wysłucha mnie do końca. Od jakiegoś czasu Młody liczy. Nie chcę, żeby wyszło, że sie przechwalam, ale liczenie w pamięci (dodawanie) w zakresie 100 z przekraczaniem prgów dziesiątkowych nie stanowi w tej chwili dla niego większych problemów, choć nikt nigdy go tego nie uczył, nie tłumaczył mu. Sam to wie, choć zupełnie nie wiem skąd. Nieważne z resztą, bo nie o tym ma być post ;)
Kiedy dodawanie się znudziło zaczęliśmy mnożyć. Proste działania typu 3x4, 5x3 i takie tam. Kiedy przebrnął bezbłędnie, postanowiłam zarzucić dzieleniem - wytłumaczyłam na czym polega i zaczęliśmy dzielić wirtualne cukierki, lody i śliwki. Coś tam jednak Młody dopytał, a ja mu odpowiedziałam jak to jest, na co on zabił mnie teklstem:
"Mamo! Ja pytałem się taty! Ty się skup jak jedziesz, bo prowadzisz, a tato mi wytłumaczy."
No cóż... nie pozostało mi nic innego jak skupić się na dziurawych drogach, kierownicy i pedałach ;)
.
.
.
PS Mąż zapytał wczoraj Młodego co mu się śniło. Nie uwierzycie co powiedział...
"Tato ja liczyłem! Widziałem liczby i liczyłem."

Mała :)

Byliśmy na wakacjach, to tu, to tam <wszystkim Gospodarzom serdecznie dziękujęmy!>, jak zawsze na trochę u Rodziców, coby się rodziną nacieszyć. Jedną z członkiń zacnej rodzinki jest niespełna trzyletnia siostrzenica nazywana przeze mnie pieszczotliwie Małą :) Mała ma niesamowitą wyobraźnię. Przyznaję, że nie znam drugiego takiego dzieciaka - to jak ona bajeruje, wkręca i tworzy swój własny świat w wieku trzech lat jest maksymalnie niesamowite. Lubi wymyślać bajki i je opowiadać, dlatego mama poprosiła ją, żeby opowiedziała mi bajkę o wyjściu na lody. Nie chciała za bardzo, ale w końcu uległa naszym namowom. Bajka brzmiała następująco:
"Poszłyśmy z mamą na lody. Otwieramy drzwi, ale zamknięte. Poszłyśmy do domu. Koniec"...
Nie wytrzymałam, myślałam, że pęknę ze śmiechu, ale jednocześnie powaliło mnie jej bystre wyjście z sytuacji i postawienie niejako na swoim. Uwielbiam ją, jest niesamowita. Fajny ludek, bardzo bystry, wygadany. Tęsknię za Małą niesamowicie.

piątek, 3 sierpnia 2012

Zwycięstwo ;)

Po wczorajszych akcjach ciekawa byłam jak dziś będzie wyglądał poranek. Młody wstawał kilka razy, a to do łazienki, a to napić się i za każdym razem stanowczo odmawiałam dania buziaka i położenia go spać. Trochę płakał, było mi go żal, ale czasem trzeba dziecko przełamać, mimo, że serce się kroi i wcale nie ma się na to ochoty.
Nasza poranna rozmowa:
M: "I jak Ci się wczoraj zasypiało?"
P: "Źle. Było mi smutno."
M: "Widzisz synku mi też było bardzo smutno gdy nazwałeś mnie najniedobrejszą mamą na świecie."
P: "Ale jak tak wstawałem i nie chciałaś mi dać buziaka to potem zrozumiałem, że mi go nie dasz. Musiałem się uspokoić i zasnąłem. Ale to było smutne. Przepraszam mamo, nie jesteś niejniedobrejszą mamą na świecie i już nigdy tak nie powiem." <buziak>
No i oczywiście rozmowa o tym, że czasem jesteśmy bardzo zdenerwowani, możemy mówić wiele różnych rzeczy, nawet sobie przeklnąć, ale nie wolno mówić rzeczy, które sprawią innym przykrość.
:)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Są takie chwile...

Dzisiejszy post wcale nie będzie do śmiechu, nie będzie radosny i śmieszny.
Są w życiu matki chwile łatwe, miłe i przyjemne, ale są i takie, kiedy matka ma ochotę płakać, płakać i płakać, czując się jednocześnie nieporadnym człowiekiem, któremu brak sił na cokolwiek.
Dwa dni temu zaliczyłam totalną masakrę wychowawczą, porażkę, którą trudno przełknąć. Syn poznał kolegę, zaczęli grać w piłkę. Wszystko było ładnie, pięknie dopóki nie zaczął przegrywać. Kiedy doszło do wyniku 4:2 dla przeciwnika mój pierworodny zrobił coś, czego się absolutnie nie spodziewałam. Zaczął krzyczeć "Ja chcę piłkę! Oddaj mi piłkę! Chcę strzelić gola!" tupiąc przy tym nogami i płacząc... Zatkało mnie... Mój syn zachował się jak rasowy bachor. Niech to szlag! Nie dopuszczamy do tego typu zachowań, nigdy nie uległam żadnym próbom napadu histerii i płaczu, próbom szantażu emocjonalnego czy jakiegokolwiek innego. Młody jest chłopcem, któremu umiem i mogę odmówić w każdej sytuacji i wiem, że taki atak z jego strony mnie nie spotka. A tu taki kwiatek... Oczywiście chłopak po wybuchu odstawiony na kocyk, do wyciszenia emocji i złości, potem rozmowa. Mimo gotującego się we mnie totalnie wszystkiego, spokojna i opanowana - że tak nie można, że tak nie rozwiązuje się problemu, że trzeba być fair i znosić porażki z podniesioną głową, że jest szansa odrobienia punktów, że sportowcy tak się nie zachowują i takie tam na tę okoliczność.  Długo nie mogłam przełknąć tego zachowania... Cały wieczór przepłakałam... Wiem, że Młody często zachowuje sie w stosunku do dzieciaków nie fair. Próbuje wygrywać za wszelką cenę, dominować, narzucać swoje reguły gry. Mimo, że z nim rozmawiamy, prowadzimy szeroką politykę wychowawczą w tej kwestii - setki wspólnych gier i zabaw, żeby oswoić smak porażki i przegranej, rozmowy - i on zdaje sobie sprawę, zna zasady, ale często jego zabawy z kolegami kończą się fiaskiem. Wiem, że pewnie wiele czasu upłynie zanim to do niego tak naprawdę dotrze i myślę, że jedynym sposobem będzie, kiedy straci przyjaciela, kiedy ktoś nie wytrzyma lub będzie silniejszym dominatorem niż on. Szkoda, że nie może, nie potrafi zrozumieć tego zanim dojdzie do przykrych sytuacji. Chciałabym mu tego oszczędzić, dlatego wychowujęgo tak a nie inaczej, ale... chyba nie ma innej drogi. Teraz rozumiem wszystkich rodziców, w tym swoich sprzed wielu lat, którzy tłumaczą coś dla dobra dziecka, a ono i tak tego nie przyswoi dopóki samo się na kimś/na czymś nie przejedzie, nie doświadczy i na własnej skórze się nie przekona. Sama taka niestety byłam i chyba z Młodym będę miała podobne przeprawy.
Dziś też nie było lekko. Po całym fajnym dniu, miłym spacerze i seansie w kinie, wróciliśmy do domu. Kupiłam po drodze takie rybki z metalowymi pyszczkami i wędki z magnesami. Rybki się kręcą, pyszczki zamykają i otwierają, a zadaniem zawodników jest wyłowienie jak największej ich liczby. I czym się skończyło? Znowu histerią... Bo Młody wyciągnął jedną rybkę mniej niż ja. Usłyszałam tym razem, że jestem "najniedobrejszą mamą na świecie", kiedy rybki wylądowały na szafie. Aby Młodemu pokazać, jak bardzo przykre były jego słowa powiedziałam, że pokażę mu co znaczy mieć "niejniedobrejszą mamę na świecie". kiedyś przy podobnym tekście zastosowałam tę technikę i zadziałało, mam nadzieję, że i tym razem przyniesie skutek. Nie pomogłam mu przy kąpieli, kolację musiał zrobić sobie sam i co najboleśniejsze i najgorsze - sam się musiał położyć spać. Oczywiście powiedziałam mu o przykrości jaką mi sprawił, o tym, że mi smutno i niefajnie, że serduszko mi pęka jak tak mówi. Chciał, żebym mu wybaczyła, przeprosił, ale nie chciałam mu tak łatwo dać się przeprosić. Teraz leży w łózku, nie pozwoliłam mu też pooglądać gazetek Lego przed snem, próbował płakać, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Leży i patrzy w okno, mam nadzieję, że myśli i układa sobie pewne rzeczy w głowie. Wytłumaczyłam mu na czym może polegać bycie "najniedobrejszą mamą na świecie" i że może teraz taka właśnie będę, skoro tak mówi i tak uważa.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo... Sama chciałam żywe, bystre, wygadane i bezpośrednie dziecko. Mam dzieciaka, o jakim marzyłam, choć czasem przeklinam się za to ;) Przed nami jeszcze wiele ciężkich chwil i trudnych prób - mam nadzieję, że wyrośnie z niego dobry człowiek i przyjdzie czas, że pewnych rzeczy się nauczy. Trzymajcie kciuki ;)

czwartek, 19 lipca 2012

;)

Ostatnio podczas sprzątania w tle leciał program "Trinny & Susanah ubierają Polskę". Młody mi towarzyszył, raz po raz spogladajac w ekran telewizora i słuchając uważnie. Sprzątanie skończyliśmy, odpoczęliśmy, ale Młodego coś chyba trochę męczyło. Nagle wypalił do mnie tekstem "Mamo czy Ty lubisz siebie?"
Zdziwiona odrzekłam, że tak, choć byłam lekko zbita z tropu. Drugie pytanie jednak rozłożyło mnie na łopatki "A lubisz swoje ciało?"... Z uśmiechem odpowiedziałam, że tak. Chyba patrzenie na kobiety i ich kompleksy nie jest najlepszym zajęciem dla sześcioletniego faceta.

czwartek, 5 lipca 2012

Apogeum szczęścia

Wspólne spacery ze  szczenięciem dają nam wiele radości. A to poranna gimnastyka w pustym parku, a to łażenie po lesie czy wspólne harce na kocyku.
Ostatnio było trochę burzowo, trochę deszczowo. Jak wiadomo taka pogoda jest odpowiedzialna za powstanie błota, a błoto i kałuża od wieków służą za najlepszą naturalną zabawkę. We wtorek po deszczowej nocy ruszyliśmy do lasu uzbrojeni w kalosze. Miałam nadzieję na spacer, ale, jak okazało się po przybyciu na miejsce, nie spacer będzie główną atrakcją dnia. Na wybiegu dla psów w środku lasu było istne błotowisko, kałużowo-błotny raj dla dzieci! Nie myśląc wiele kazałam Młodemu ściągnąć spodnie i skarpetki, zostać w samych majtkach, t-shircie i kaloszach. Przez ponad godzinę używając pustej butelki, błota, kałuży i dziur, moje dziecko znajdowało się w zupełnie innym świecie i zupełnie innej czasoprzestrzeni - świecie kanałów, tuneli wodnych, betonowo-błotnej glajdy i sama nie wiem czego jeszcze... Ten uśmiech na twarzy, zaangażowanie, radocha, że można bezkarnie bawić się błotem - bezcenne... Po powrocie do domu i solidnej kąpieli usłyszałam: "Mamo to był najlepszy spacer na świecie!".
Jak niewiele dziecku do szczęścia trzeba... Szkoda, że my, dorośli, tak często o tym zapominamy - że najbardziej cieszą rzeczy najprostsze.


Jaką jesteśmy rodziną? :)

Byliśmy dziś w zoo. Młody podziwiał osły i doszedł do fascynujących wniosków:
"Mamo patrz - to jest taka rodzinka jak nasza: tata osioł, mama osioł i mały osiołek! Taka rodzinka jak nasza!"
No cóż... olśniewająca dedukcja :)

czwartek, 21 czerwca 2012

Francja

Przygotowywałam się do pracy w asyście Młodego, przeglądałam zdjęcia i prezentacje uczniów. Na widok fotki z wieżą Eiffla Młody wykrzyknął "Mamo to Francja, Paryż!" Zaskoczona wiedzą, okryta dumą mówię, że tak, i owszem, piękne miasto. Na co Dziecię bardzo przekonywująco: "Jak będę duży to zabiorę Ciebie i Tatę do Paryża. No i pojadę jeszcze ja i moja żona. No chyba, że moja żona będzie dużo pracować - wtedy pojadę z Wami sam, ona będzie chodzić do pracy."
Chyba facet już czuje jak się ustawić... ;) 

Miłości i miłostki

Młody notorycznie rozkochuje w sobie kobiety różnej maści. Nie ma tu znaczenia wiek, kolor włosów, miejsce spotkania czy stopień zażyłości. On po prostu jest łatwo kochliwy. Tydzień temu zakochał sie w Idze - koleżance z przedszkola. Zapytałam więc jak to się stało. Odpowiedź rozłożyła mnie na łopatki:
"Mamo zrobiłem Idze bukiet, dałem jej. Już mnie lubiła, ale jak zrobiłem jej drugi bukiet i podarowałem, to już była we mnie całkiem zakochana... No i czemu się śmiejesz? Znaleźliśmy gąsienicę, zbudowaliśmy jej domek, karmiliśmy i hodowaliśmy. Ja się naprawdę z Igą ożenię... Tym razem tak naprawdę będziemy mężem i żoną"

Przyjaciel Tomek

No i nadeszła ta wiekopomna chwila... Młody ma przyjaciela. Wymyślonego przyjaciela.
Każdy pewnie zastanawia się po co dziecku wymyślony przyjaciel. Ja właśnie to odkryłam :)
Mój pierworodny ma niebywałą tendencję do wygrywania w gry planszowe. Grać lubimy w chińczyka, nie pogardzimy tradycyjnym pasjansem, a i szachy nawet znalazły miejsce na półce z grami. Jednak dla Młodego chęć zwyciężenia przeciwnika i wygrania gry jest warta każdej ceny. Stara się zwyciężyć różnymi środkami, z oszustwami włącznie. My się porobić nie damy - próby oszustwa są szybko ukrócone. Jednak w przedszkolu próbuje jeszcze swoich sił w trudnej sztuce mataczenia i kombinowania. Ostatnia z nich, mająca miejsce na turnieju warcabów, skończyła się dość przykro - został wykluczony z rozgrywek ze względu na oszustwa. Tłumaczę, że gra się dla przyjemności, że najważniejsze jest wspólne spędzanie czasu, że los lubi się odwracać, ale strasznie opornie to idzie.
Młody postanowił podejść do sprawy inaczej. Od kilku dni non stop gra w różne gry ze swoim wymyślonym przyjacielem Tomkiem. Dyskutuje z nim, wymienia się uwagami. Dziś po raz pierwszy obserwowałam taką rozgrywkę szachową. Śmiechu miałam co nie miara. Te komentarze: "Mamo poczekaj, Tomek się musi skupić", "O nie, co on zrobił, wystawił mi się" i  śmieje się na całego.
Jednak decydującym momentem było, gdy wygrywając stwierdził : "Mamo nie przejmuj się, że Tomek przegrywa. On tak bardzo lubi przegrywać...". I wyższość przyjaciela wyimaginowanego nad rzeczywistym się wydała. On po prostu jest miłośnikiem przegrywania ;)
Chciałam namówić Młodego, żeby Tomka zwizualizował chociaż na rysunku, ale się nie udało. Może następnym razem.

wtorek, 19 czerwca 2012

Powiększenie rodziny :)


No i stało się - Miodowa Rodzina się powiększyła. Od soboty, 16 czerwca, mieszka z nami urocze szczenię grzywacza chińskiego, pies o zaszczytnym imieniu Matrix.
Miało nie być psa, miało nie być nowych obowiązków, miałam odetchnąć i nacieszyć się wolnością po odchowaniu syna, ale przypadek sprawił, że pojawił się on. Sama nie zdecydowałabym się na szczeniaka i mimo szybkiej i pozornie nieprzemyślanej decyzji wiem, w co się wpakowałam. 
Mama nareszcie zdecydowała się na psiaka, a jak pojechałam oglądać szczenięta dla niej przepadłam... W związku z tym zmiana decyzji - poszukiwanie miotu, z którego można będzie wziąć rodzeństwo. Tak oto stałam się właścicielką grzywacza. Fakt, że wakacje za kilka dni, będzie czas na przeszkolenie i zaopiekowanie się zwierzęciem, mój rozbudzający się instynkt w kierunku opieki nad jakimś maleństwem i jakaś taka potrzeba posiadania psa, wzięły górę nad wcześniej zaplanowanym porządkiem życia.
Póki co jest dobrze - Matrix przesypia większą część czasu, ale ja już chciałabym móc go zabrać na spacer. Czekamy na szczepienie, a po nim się zacznie - poranne wychodzenie, szaleństwa w lasach i na łąkach.
Cieszę się, ale trochę się boję. Pokochałam go, jest słodki i uroczy, traktuję go już jak członka rodziny, ale ta odpowiedzialność na kilka lat bywa chwilami przerażająca.
No cóż, z dzieckiem chyba było trudniej... a jakoś się udało :)

Wyznacznik miłości

Dzień Dziecka jak wiadomo jest po to, żeby obdarować bliskie nam Dziecię prezentem. W tym roku poszliśmy trochę na przekór. Syn obchodzi urodziny 2 czerwca, w dodatku imieniny też obchodzi w czerwcu. Miesiąc przyjemności :) W tym roku nie było imprezy, gości, tortów zaplanowanych wcześniej. Prezentem na Dzień Dziecka miało być otwarcie skarbonki, którą od dobrego pół roku uzupełnialiśmy dość regularnie. W ramach obchodów urodzin Dzieć miał pójść do sklepu i zakupić wymarzone klocki. Umówiliśmy się, Młody wybierał z katalogów, szukał, porównywał ceny i zawartość zestawów, planował.
Ale Matka nie byłaby sobą, gdyby nie wykorzystała tego Święta na zrobienie Dzieciowi niespodzianki. Nie spodziewał się zupełnie, że coś dostanie, więc radość była podwójna. Zaopatrzona w koszulkę reprezentacji Polski z orłem na piersi i pudełko znanych kokosowych kuleczek pojechałam odebrać syna z przedszkola. Bardzo dużo mówił o tym, co dostali koledzy i koleżanki z okazji Święta, a jednocześnie dodał:
"Mamo jak Ty miałaś święto to JA, JA SAM (!), kupiłem Ci Rafaello. Tato mi troche pomógł, ale Ty też powinnaś mi kupić Rafaello"
Myślałam, że pękne ze śmiechu - ta powaga w głosie, ten ton...
Podjechaliśmy do męża do pracy i wręczyliśmy mu prezent z życzeniami wszystkiego najpiękniejszego. Młody zaskoczony totalnie, odpakował koszulkę, pooglądał, schował. Otworzył Rafaello, zjadł kulkę po czym rzekł z pewną dozą zamyślenia:
"Mamo ty mnie chyba naprawdę mocno kochasz"...
No cóż... Kocham... ;)

Z dumą powiedział...

Po ostatniej wizycie w gospodarstwie agroturystycznym syn opowiada co widział i jak się bawił. Fascynująca opowieść została przez mnie przerwana wybuchem śmiechu, który nastąpił po tej oto wypowiedzi:
"Mamo widziałem tam różne zwierzęta, konie, kurczaki, dzika, macicę i ich dzieciątka!"
Wyobraźnia poniosła mnie dość daleko... :)

Pierwszy ;)

Witaj!
Jestem szczęśliwą posiadaczką sześcioletniego syna, siedmiotygodniowego szczeniaka oraz męża. Ponieważ syn to bystry facet i co rusz rozwala mnie różnymi sytuacjami i powiedzonkami, a życie z nim to jedna wielka przygoda, postanowiłam to uwiecznić w przestrzeni wirtualnej :)
Miłego czytania!