Wspólne spacery ze szczenięciem dają nam wiele radości. A to poranna
gimnastyka w pustym parku, a to łażenie po lesie czy wspólne harce na
kocyku.
Ostatnio było trochę burzowo, trochę deszczowo. Jak
wiadomo taka pogoda jest odpowiedzialna za powstanie błota, a błoto i
kałuża od wieków służą za najlepszą naturalną zabawkę. We wtorek po
deszczowej nocy ruszyliśmy do lasu uzbrojeni w kalosze. Miałam nadzieję
na spacer, ale, jak okazało się po przybyciu na miejsce, nie spacer
będzie główną atrakcją dnia. Na wybiegu dla psów w środku lasu było
istne błotowisko, kałużowo-błotny raj dla dzieci! Nie myśląc wiele
kazałam Młodemu ściągnąć spodnie i skarpetki, zostać w samych majtkach,
t-shircie i kaloszach. Przez ponad godzinę używając pustej butelki,
błota, kałuży i dziur, moje dziecko znajdowało się w zupełnie innym
świecie i zupełnie innej czasoprzestrzeni - świecie kanałów, tuneli
wodnych, betonowo-błotnej glajdy i sama nie wiem czego jeszcze... Ten
uśmiech na twarzy, zaangażowanie, radocha, że można bezkarnie bawić się
błotem - bezcenne... Po powrocie do domu i solidnej kąpieli usłyszałam:
"Mamo to był najlepszy spacer na świecie!".
Jak niewiele dziecku
do szczęścia trzeba... Szkoda, że my, dorośli, tak często o tym
zapominamy - że najbardziej cieszą rzeczy najprostsze.
Piotrek ma z Tobą prawdziwy raj na ziemi :) Mało która mama pozwoliłaby się dziecku bezkarnie pobrudzić, tym samym sprawiając tyle radości :) Super:) Nic tylko brać przykład:)
OdpowiedzUsuńOj nie zawsze raj, choć często się to zdarza. A odkąd i ja mam kalosze... oboje mamy raj :)
OdpowiedzUsuń